Jezus Chrystus, Maryja, Cervantes, 34lo, liceum Cervantesa, Wilkowojski
............. Strona główna ..... Biblia..... Jan Paweł II..... Centrum Myśli JP2..... Pope to You.............



Marta, ucz kl. IV
XXXIV LO z Oddziałami Dwujęzycznymi
im. Miguela de Cervantesa



Szukam Boga po omacku

"(...) a trzeba
nie widzieć
nie słyszeć
nie dotykać
nie wiedzieć
i dopiero wtedy uwierzyć"

(ks. Jan Twardowski "przez mikroskop")

Szukam Boga po omacku. Staram się odnaleźć Go na nowo, uwierzyć pełniej i mądrzej niż kiedyś. Moja wiara dziecinna nie wytrzymała trudnego momentu wejścia w dorosłość, rozsypała się w milion kawałków, których po dziś dzień nie udało mi się ułożyć, sprawić, by tworzyły znowu spójną całość. Pozostał mi więc rozum, pozostała chęć dążenia do prawdy i cierpliwość oczekiwania na to, by dane mi było kiedyś cieszyć się łaską wiary, czerpać niej siłę do zmagań z każdym nadchodzącym dniem.

"Fides et Ratio". Wiara i rozum. Jan Paweł II porusza w swojej encyklice temat, który jest mi bliski, który jest dla mnie wciąż aktualny i ważny. Stara się ukazać pełnię człowieczeństwa jako wynik sprawnego współdziałania duchowej i rozumowej sfery naszego życia. Mówi jednak z tej szczęśliwej pozycji osoby głęboko wierzącej, której mogę mu tylko pozazdrościć, bo ja nadal jestem tylko poszukiwaczem.

Bywają takie chwile, kiedy człowiek czuje się żaden. Niebo zamyka się nad nim, czas zamiera w jednym punkcie, stając się jednocześnie nieznośnym, niekończącym się trwaniem. Chciałoby się po prostu przestać istnieć. Nie, nie umrzeć, nie zasnąć, ale właśnie zdematerializować się, aby nie stanowić już dłużej zbędnego ciężaru dla siebie i dla świata. Jak z dna głębokiej, ciemnej studni wznosi wtedy twarz ku Bogu, ale ze strachu przed jego gniewem szybko tę twarz odwraca. Pragnie się wybaczenia i ukojenia dla umęczonej duszy, lecz jednocześnie nie ma się odwagi o nie poprosić. Wtedy właśnie rozum zawodzi. Okazuje się bezużyteczny. Żaden argument, żadna filozofia nie jest w stanie przywrócić chęci do życia. Jedyna droga to wzbudzenie małej i skierki wiary w moc boskiej łaski wybaczania, w dobro i cierpliwość nawet do tych, którzy zgubili sens i wiarę w życie. Ta iskierka to już duży sukces, ale od niej jeszcze daleka droga, zanim człowiek będzie w stanie wybaczyć sam sobie i zacząć wybaczać innym.

Nigdy nie wątpiłam w to, że wiara i rozum mogą iść w parze.

" Ta prawda, którą Bóg objawia nam w Jezusie Chrystusie, nie jest sprzeczna z prawdami, do jakich można dojść drogą refleksji filozoficznej. Przeciwnie, te dwa porządki poznania prowadzą do pełni prawdy".

(Jan Pawel II "Fides et Ratio", Intellego ut credam, akapit 34).

Pisze Jan Paweł II, i absolutnie przyznaję mu rację. Tylko, że do filozofii może sięgnąć każdy, każdy może wyciągnąć dla siebie wnioski, pozwolić rozumowi szukać drogi do Boga. Ale nie każdy tę drogę znajduje. Nie każdy ma tyle szczęścia, by doznać łaski przyjęcia tego, czego umysł objąć nie zdoła. Sama chęć, potrzeba wiary, nie jest wystarczająca do tego, aby stać się osobą wierzącą, czasem zazdrości się tym, którzy tej łaski dostąpili. Tak jest w moim przypadku.

Kiedy podchodziłam do bierzmowania byłam głęboko przekonana o tym, że chcę świadomie potwierdzić przyrzeczenia ze chrztu, kiedy to zupełnie nieświadomą, rodzice przynieśli mnie do kościoła. Być może za dużo było we mnie pychy, dumy z mojego stanu ducha. Wkrótce po odmówieniu przyrzeczeń życie pokazało mi, jak kruche było to, co wydawało mi się twierdzą niemożliwą do zburzenia. Ten spokój wewnętrzny, który dawała mi wiara, legł w gruzach. Integralność mojego Ja przestała istnieć, bo zabrakło tego elementu, który pozwalał mi codziennie rano budzić się z przekonaniem, że jest po co żyć, jest o co walczyć nawet wtedy, gdy życie traci sens.

Dopiero wtedy, gdy ster wypada z rąk zdajemy sobie sprawę z tego, w jakim stopniu jesteśmy zdani na pastwę żywiołu. Dopiero w momencie utraty jasnego i klarownego kodeksu postępowania, który był podstawą do rozwiązywania problemów oparciem w momentach krytycznych, zdajemy sobie sprawę z tego, o ile trudniej jest radzić sobie z ciemnością. Sumienie powoli zaczyna się gubić, szczególnie dziś, w erze tolerancji, kiedy już nic nie jest białe lub czarne, wszystko rozpływa się w różnych odcieniach szarości.

Dzisiaj stawia się na człowieka jako jednostkę. Na indywidualizm. Na cechy wyróżniające z bezosobowego tłumu. Jan Paweł II w swojej encyklice odnosi się do tego fenomenu dość sceptycznie. Faktycznie, dążenie do odrębności za wszelką cenę kończy się często rozmyciem początkowo stawianego sobie celu. Oryginalność jako cel sam w sobie, cóż... prowadzi najczęściej do śmieszności. Ale jest to kolejny dowód na to, że wielu ludzi szuka brakującego elementu w swoim życiu, czegoś, co pozwoli im na spełnienie, na ciekawszą, lepszą egzystencję. Wybierają różne drogi, często mylne, jednak wciąż szukają. Zdają, więc sobie sprawę, że nie tylko rozum i kariera liczą się w życiu, chociaż bardzo często starają się zabić to uczucie, które, jak im się wydaje, nijak pasuje do dzisiejszej rzeczywistości.

No właśnie, rzeczywistość, pieniądze, kariera... Coraz mniej czasu. Wszyscy gdzieś biegną, przedkładają korzyści materialne nad doznania duchowe. A ja czasem czuję się jak ślepiec, staram się trzymać na wodzy swoje emocje, panować nad uczuciami, które łatwo ktoś może zranić... Czuję się winna, kiedy płaczę, przecież to oznaka słabości. Mam do siebie pretensje, gdy potrzebuję po prostu usiąść i pomyśleć, przecież to strata czasu. Odzywają się wyrzuty sumienia, gdy sięgam po książkę, która nie jest lekturą, przecież trzeba się uczyć, uczyć, uczyć... To tak jakby ktoś wcisnął mnie w za ciasny garnitur, brakuje powietrza, nie można się swobodnie poruszać. Zawsze jest miejsce i czas żeby zadbać o własny rozum, dbanie o dusze... potem, jak będzie wolna chwila. A wolnej chwili najczęściej nie ma.

Pytania o sens, o cel, o prawdę wciąż się mnożą, trudno uzyskać jakąkolwiek odpowiedź. Chciałoby się czasem spotkać przewodnika duchowego, kogoś, kto podpowie, kogoś, kto pokaże, którą drogę wybrać. Ale najczęściej człowiek jest zupełnie sam. Pojęcie samotności w tłumie, często używane we współczesnej socjologii i psychologii, jest mi bliskie, bo bywa, że czuje się sama wśród ludzi. Ten człowiek, na którego indywidualność niezależność tak zdecydowanie stawia współczesny świat, często się gubi, traci z oczu kierunek. Osoba wierząca wie, dokąd dąży, nie łamią jej niepowodzenia, które innym już dawno odebrałyby chęć do życia. Jan Paweł II jako przykład podaje nam Hioba. Ta biblijna historie zawsze budziła we mnie mieszane uczucia. Bezbrzeżne posłuszeństwo, całkowita pokora wobec nieszczęść są mi obce, zawsze czułam w sobie wewnętrzny sprzeciw wobec postawy Hioba, jakiś niemy krzyk w środku nie pozwalał mi przyjąć jej za słuszną.

" W życiu każdego człowieka przychodzi chwila, kiedy- bez względu na to, czy się do tego przyznaje, czy tez nie- odczuwa on potrzebę zakorzenienia swej egzystencji w prawdzie znanej za ostateczne, która dałaby mu pewność nie podlegającą już żadnym wątpliwościom".

(Jan Pawel II "Fides et Ratio", Intellego ut credam, akapit 27)

O krok od dorosłego życia paląca potrzeba prawdy staje się coraz wyraźniejsza. Niedługo przyjdzie czas na podejmowanie ważnych decyzji, chociażby tej o kierunku studiów. Ale ani dążenie do zdobycia wiedzy, ani sukces nie są w stanie wypełnić ludzkiego życia. Jest w nim specjalne miejsce dla wiary i dopiero, kiedy się pojawi osiąga się pełnię istnienia. Po raz kolejny pomógł mi ksiądz Twardowski.

" i nagle przyszedł nieoczekiwany
jak żurawiny po pierwszym mrozie
z sercem pomiędzy jedna ręką a drugą

i powiedział
dlaczego mnie szukasz
na mnie trzeba czasem poczekać"

(Kudowski, "Rachunek dla dorosłego", Szukałem)