Jezus Chrystus, Maryja, Cervantes, 34lo, liceum Cervantesa, Wilkowojski
............. Strona główna ..... Biblia..... Jan Paweł II..... Centrum Myśli JP2..... Pope to You.............

Agnieszka Modzelewska ucz.kl. IV



Jest moim autorytetem


Muszę uczciwie się przyznać, że nigdy nie miałam o Papieżu rozległej wiedzy. Znałam podstawowe fakty z historii jego życia: urodził się w 1920 roku w Wadowicach, ale już szczegóły dotyczące jego młodości poznałem dopiero niedawno: dowiedziałem się na przykład o jego smutnej młodości: że wcześnie stracił matkę, potem starszego brata, a w wieku 21 lat - ojca. Czytałam też o zawodach, jakie wykonywał przed pójściem do seminarium oraz w pierwszych latach nauki w nim, o jego kolejnych placówkach duszpasterskich i w końcu o wyborze na Ojca Świętego i wydarzeniach z okresu pontyfikatu. Wydawać by się mogło, że właśnie od przytoczenia krótkiej notki biograficznej powinnam zacząć tę pracę - ale moim zdaniem nie to jest ważne. Kiedy bowiem czyta się jakąkolwiek papieską biografię, fakty z jego życia nie wydaję się być najważniejsze, a na pierwszy plan wysuwa się OSOBA Karola Wojtyły i późniejszego Jana Pawła II. Ze wspomnień przyjaciół i znajomych wyłania się bowiem obraz człowieka niezwykłego. Bardzo inteligentnego, świetnego ucznia od szkoły podstawowej aż do studiów; człowieka o ogromnym talencie aktorskim, któremu podobno przyjaciel i opiekun Mieczysław Kotlarczyk nie mógł z początku darować wybrania drogi kapłańskiej, gdyż widział w nim materiał na wybitnego aktora; z niezwykłym poczuciem humoru, żartującego przy każdej właściwie okazji - nawet, a może raczej zwłaszcza, na poważnych spotkaniach już za pontyfikatu; wielkiego przyjaciela młodzieży i dzieci; wreszcie zapalonego sportowca, miłośnika gór i bohatera sławnego sporu o wybudowanie basenu w papieskiej rezydencji w Castel Gandolfo. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ rzeczą, która w odniesieniu do Jana Pawła II robi na mnie największe wrażenie jest jego bardzo ludzkie, bardzo "zwyczajne" oblicze. Nie jest to papież z podręczników historii, siedzący na tronie w odległym Watykanie; nie jest to jakaś postać na wpół legendarna - to ktoś, kto nie odgradza się od świata żadną barierą, wręcz przeciwnie, wychodzi mu naprzeciw. Ten papież potrafi obdarzyć wszystkich miłością, nie ma w nim ani odrobiny wyniosłości - przykładem mogą być niezliczone sceny, gdy Jan Paweł drugi bawił się z dziećmi, pocieszał chorych i płaczących, czy wreszcie sławne spotkania z kardynałem Wyszyńskim, kiedy Papież nie wahał się ani przez moment przed ucałowaniem dłoni i uklęknięciem przed przyjacielem. Wiem, nie jestem zapewne oryginalna w tych spostrzeżeniach, ale taki właśnie jest ten człowiek i takie robi na wszystkich wrażenie.

Niezwykła jest też charyzma człowieka Papieża, jego umiejętność skrupiania na sobie uwagi milionów nawet słuchaczy przez dowolnie długi czas. Osobiście nie potrafię, przyznam się uczciwie, zbyt długo skupić się na jakimkolwiek wykładzie czy kazaniu, w którym bezpośrednio nie uczestniczę. A mimo to z przyjemnością włączam telewizor, gdy nadawane są transmisje z papieskich pielgrzymek, i chociaż nie znajduje się bezpośrednio na miejscu, a w domu zawsze mnóstwo rzeczy mnie rozprasza, to nie mam problemów z wsłuchiwaniem się w słowa, jakie Papież kieruje do ludzi i czuje się częścią oglądanych wydarzeń - cóż innego mogłoby to powodować, jeśli nie niezwykła atmosfera, jaką Jan Paweł II wokół siebie stwarza.

Nie chcę, żeby brzmiało to jak oklepany frazes, ale Papież jest dla mnie po prostu autorytetem. Człowiekiem, który budzi ogromny szacunek wszystkim co robi, całym swoim zachowaniem. I podziwiam go nie tylko za dobro, za wytrwałość, za miłość, którą wciąż okazuje ludziom, ale również za sprawy bardziej, być może, przyziemne: na przykład za to, że zna kilkanaście języków i wciąż, mimo swojego wieku, poszerza swoją wiedzę; za to, że mimo natłoku papieskich obowiązków znajduje czas i na sport, i na lekturę. Czasami myślę o sobie, zastawiającej mnóstwo rzeczy na ostatnią chwilę i często nie mającą na coś czasu i myślę, że nie tylko w kwestiach wiary mogłabym się od papieża wiele nauczyć.

Sama osobowość, mimo że tak niezwykła i budząca taki podziw, mogłaby nie wystarczyć. Jan Paweł II nie ograniczył się jednak do wykonywania zwyczajnych obowiązków papieża, ale zmienił zupełnie oblicze następcy Świętego Piotra. Wiadomo powszechnie, że wędrówki Papieża - Polaka są czymś wyjątkowym, co do tej pory nie miało miejsca. Zamiast pracować wygodnie w Watykanie, podróżuje on po całym świecie, odwiedzając nawet najdalsze (takie jak Australia) czy najniebezpieczniejsze (Filipiny czy Ameryka Południowa) jego zakątki. Fakt ten sam w sobie być może nie jest szczególnie szokujący, w końcu dzieje się tak już od wielu lat. Na mnie jednak zrobił olbrzymie wrażenie w zestawieniu z informacjami o poprzednich papieżach, kiedy uświadomiłam sobie, że przecież Jan Paweł II wcale nie musi tego robić - po prostu uważa to za słuszne, starając się osobiście dotrzeć do wszystkich wiernych i opowiedzieć im o Bogu prościej i piękniej niż niejeden misjonarz. Jest to, moim zdaniem, najpiękniejsze chyba znaczenie słowa "apostolskiego".

Wspomniałam o prostacie papieskich słów. Może powinnam raczej mówić o genialnym sposobie formułowania przez Papieża jego przesłania. Z jednej strony, jego dzieła stanowią lektury obowiązujące w zakresie etyki, a liczne encykliki dokładnie i w sposób naukowy mówią o najbardziej nawet skomplikowanych kwestiach związanych z wiarą. Z drugiej jednak strony, słowa, które docierają do zwyczajnego człowieka, do każdego z nas, są bardzo proste. Papież w fantastyczny sposób mówi o miłości, o nadziei, o pokoju czy o sile Boga tak, że każdy go rozumie; przekazuje naukę Kościoła nie tylko przykładem, ale także prostymi, zapadającymi w pamięć słowami. Nie poprzestaje jednak na tym: niestrudzenie działa w imię spraw, które uważa za najważniejsze; nie waha się mówić o trudnej sytuacji społecznej czy światowej niesprawiedliwości, a robi to w taki sposób, że mimo iż czasem można usłyszeć, że "księżą mieszają się do życia politycznego", to jednak nikt nie powie tak o Papieżu i nawet władze krajów rządzonych według zasad dalekiego od praw katolicyzmu szanują go, liczą się z jego zdaniem i uważają za bardzo drogiego gościa (przykładem może być chociażby Fidel Castro czy kolejni prezydenci Rosji).

Nie można też zapomnieć o ogromnym wkładzie Jana Pawła II w pojednanie światowych religii. Podczas gdy wśród katolików nawet księży różnie bywa z tolerancją, Papież odwiedza synagogi, organizuje spotkania z najważniejszymi duchowymi odłamów chrześcijaństwa czy wreszcie wychodzi z inicjatywą zorganizowania modlitwy o pokój (Asyż, 20 października 1986), gdzie obok siebie modlili się wyznawcy wszystkich nieomal religii świata. Jest to wydarzenie niezwykłe, a przecież doprowadził do niego jeden człowiek.

Mogłabym jeszcze pisać na ten temat bardzo długo, starając się - na miarę mojej niezbyt potężnej wiedzy - analizować po kolei wszystkie wydarzenia z życia Papieża (pominęłam przecież chociażby kwestię zamachu, choć samo to zdarzenie jest niewyczerpanym przykładem na niezwykłość Ojca Świętego). Mijałoby się to jednak z celem, ponieważ wniosek na temat Jana Pawła II, jego osoby i przesłania można już wysnuć bez trudu. Papież jest, moim zdaniem, nie tylko głową Kościoła w sensie nominalnym, ale że symbolizuje on Kościół swoją postawą i zachowaniem. Jest również swoistym drogowskazem: całym swoim życiem pokazuje, jaki powinien być każdy chrześcijanin i, zarazem, dokąd instytucja Kościoła powinna zmierzać; jest wzorem i dla każdego wiernego osobno, ale i dla zbiorowości. A przy tym wszystkim pozostaje - choć wspaniałym, to wciąż "zwykłym człowiekiem. I jest to myśl, która daje mi dużo nadziei.